poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Czemu się tak martwisz?


Oto kolejny wpis do mojego wskrzeszonego bloga. Obecnie zmieniam odrobinę styl życia – zaczynam o siebie dbać, zaczynam sprzątać wokół siebie, wracam do moich różnych pasji. Pomału, po trochu… Rysuję coraz częściej, znów zacząłem słuchać muzyki, a co za tym idzie – zacząłem sobie przypominać grę na gitarze basowej. Obecnie tylko leży i kwiczy fotografia. Nie mam pomysłu na to wszystko. Z powodu obecnej pogody, średnio mam ochotę wychodzić i cokolwiek robić. Ale może przesadzam… Może jednak powinienem spróbować? Nie wiem… Pomijając już wszystkie moje rozterki, dziś chciałem powiedzieć coś na temat „martwienia się” i „narzekania”. Czyli coś, w czym każdy człowiek jest od urodzenia dobry.

Nie ma człowieka, który by się nie martwił, nie smucił, nie obawiał, nie bał czegoś – te zjawiska wywołują u człowieka kolejne – narzekanie. Umartwianie się i narzekanie to nierozłączne zjawiska wśród ludzi. Jedno wychodzi z drugiego a drugie z pierwszego (jeżeli oczywiście uznamy, że martwienie się, smucenie się, obawianie się oznaczają to samo – tak ja będę w tym wpisie do tego podchodził). Jest to normalne. Wydaje mi się, że nie tylko dla ludzi. Każdy uczeń, któremu zależy martwi się wynikiem testu; każdy student martwi się sesją; każda mama martwi się o dziecko, które jedzie na kolonie… Przyziemnie. Obawy uzasadnione. Wywołuje to stres, a jak powszechnie wiadomo, każdy człowiek inaczej odbiera to zjawisko i różnie sobie radzi. Ktoś może być odporny, ktoś może popadać w depresję przez rozlane mleko. Są ludzie i ludzie. To oczywiste. Jednakże nie zawsze jest jasne, co ludzie i ludzie robią.

W czym sęk? Przypomnijcie sobie, co jesteście możecie zrobić w takim stanie. Jedna osoba powie, że trzyma wszystko pod kontrolą, druga niestety tego powiedzieć nie może, bo mózg zaczyna wywalać błędy krytyczne co wywołuje brak racjonalnego myślenia. Zaczyna nakładać zmartwień lub zupełnie odwrotnie – przestaje się interesować. Obie opcje mogą zadziałać destruktywnie – na człowieka lub na to, co robi. I właśnie tu zadaję sobie pytanie: po co? Mój umysł nie potrafi tego zrozumieć. Stres jest potrzebny, motywuje on do działania, zakończenia nielubianej, ale koniecznej czynności. Powiadają, że „umiar nikomu jeszcze nie zaszkodził”. Dlaczego jednak się aż tak bardzo martwisz? Zamiast obaw, zrób tak, aby ich nie było. Ciężki egzamin? Rozmowa o pracę? Nie myśl o tym, co się stanie, gdy Ci się nie uda – pomyśl o tym, jak zrobić, by wszystko poszło bezproblemowo. A co najważniejsze – umartwianie się czymś, na co nie ma się wpływu, jest daremne. Szkoda życia na to. Sztuczne wywoływanie problemów i obaw nie służy nikomu. Nie czyń tego. Pomyśl o czymś przyjemnym. Taką myśl zamień w miły nastrój. Przestań się przejmować niepotrzebnymi problemami. Niemiła atmosfera w domu? Odetnij się od niej i wróć do czegoś, co nie niesie w sobie żalu i bólu. Przemyśl to, czy naprawdę warto marnować swój czas na to wszystko. Możesz w życiu wszystko osiągnąć, jest to tylko kwestia Twojego nastawienia. 

Dzisiejszy post nie był czymś wybitnym. Chciałem stworzyć go jako bardziej zjadliwego i niemiłego. Ale za to wyszedł ciepły i pozytywny. Może to kwestia tego iż tak naprawdę jestem optymistą. Każdy smutny człowiek wierzy, że kiedyś będzie lepiej. Czasami trzeba docenić to, co się w tym życiu osiągnęło. Czasem trzeba docenić samo życie. Cóż. Optymistycznie kończę i optymistycznie polecę piosenkę na dziś: „Radiohead – Optimistic”. Nie jestem wielkim fanem tego zespołu, ale lubię ten utwór. Ma w sobie trochę melancholii, jednakże potrafi pocieszyć. Cóż… Do zobaczenia następnym razem!

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Tak bardzo fatalnie. Tak bardzo nie podoba mi się. Tak bardzo nie cierpię. Tak bardzo nie powiem czemu.

Tak bardzo fatalnie. Dłuugo mnie tu nie było. Po co mam pisać na smutnym blogu coś, gdy nie jestem smutnym człowiekiem? Gdy nie nurtuje mnie, jak dziś pobije rekord idiotyzmu ten świat i to społeczeństwo, nie mam potrzeby tutaj pisać. Nie chcę by znów wychodziły takie kwiatki jak ten ostatni post, co przed chwilą go usunąłem. Nie jest to wesoły blog. Nie zamierzam go uszczęśliwiać. Mimo, że ostatnia aktualizacja wszystkich notek go bardzo uszczęśliwiła widzę. Może będzie ciekawszy, może bardziej okazały. Taki bardziej świeży. No ale koniec tego, zbyt wesołe są te obrazki – pora wstawiać coś innego. Jakieś niezbyt wesołe rysunki. Tak, to jest to. No i cóż… Brak u mnie zajęć, brak szkoły – człowiek z nudów dostaje świra. Siedzi niczym ciemna masa przy komputerze i scrolluję youtube, próbuję trenować by się odchudzić i coraz częściej próbuję sobie wynaleźć jakieś zajęcia twórcze i coraz bardziej mi to nie idzie. Może tu wyjdzie? Nic nie obiecuję – nigdy w ramach tego bloga nie udało mi się dotrzymać obietnicy. Czuję się z tym źle, bardzo lubię tę stronę a jest przeze mnie strasznie zaniedbana i często zapominana. Jest jedna osoba, dzięki której to monotonne smutne życie w pierwszym świecie staje się kolorowe. Marnuję 700 smsów miesięcznie i zwykle udaje mi się przekroczyć ten limit. Tak to już jest, jak dzieli ludzi 300km. W każdym razie przekręcę tytuł postu i powiem – Tak bardzo dziękuję!




No ale koniec, dziś nie o tym. W gruncie rzeczy, sam nie jestem pewien, cóż chciałbym tu napisać. Planowałem o hejcie. Nieuzasadnionym hejcie. Może być? Mi pasuje, ale obawiam się, że wam niezbyt. Cóż… przeżyjecie. Chociaż was – czytelników – jest bardzo mało, ale wierzę, że istniejecie. Pomiędzy youtubem a tumblrem gdzieś wala się w otwartych kartach mój blog. To byłoby miłe. Jednakże hejterzy i tak będą boczyć się, śmiać się z każdego słowa… Kim właściwie oni są? „Hater” wywodzi się od słowa „hate” - nienawidzić. To oczywiste. Istnieje wiele teorii na ich temat. A to, że hejterzy to takie niewyżyte dzieciaki, które chcą kogoś udupić. A to, że wszystko co widzą to hej tują. Dalej sobie dopowiecie sami. Cały ten temat jest rzeką. Każdy ma inną opinię – jeżeli ktoś się z moją nie zgadza… Nikt nie zabrania mu pohejtować odrobinę. Hejcić można muzykę, hejcić można społeczność, hejcić można popularną osobę, hejcić można tego bloga, hejcić można debilne pomysły. Trzeba jednak pamiętać, że aby hejcić – trzeba to robić bez namysłu, jak najbardziej brutalnie. Tak. Jeżeli ktoś „nienawidzi” i stosuje konkretne argumenty – jest to „krytyka”. Gdy ktoś ostro pluje żółcią, stosuje wymyślne, ale prawdziwe uzasadnienie – jest to mocna lub ostra „krytyka”. Jeżeli ktoś krytykuje i słusznie krytykuje – nie nazywajcie go hejterem. Jeżeli osoba wyraża swoje niezadowolenie i powody tego stanu rzeczy nie są wyssane z palca, nie powinniście go banować i na siłę zamykać ryja. Nie możecie stać się zaślepionymi fanami danego produktu, aktora tudzież nawet uniwersum sci-fi. Każda osoba krytykując coś sprawia, że ta rzecz staje się lepsza. Gdy jakiś imć z bździoch kogoś krytykuje to sprawia, że pokopany i poturbowany słownie dany target wyciągnie wnioski i dwa razy w to się nie wpakuje. Chyba, że jest głupi.



Cóż zrobić? Teraz każdy zacznie siebie nawzajem krytykować a pod tym postem pojawią się krytyczne komentarze (tak, chciałoby się… pewnie i tak tu będzie pusto). Nie chciałem tego. Ja nic nie chciałem. Nikomu nie chcę zwracać uwagi. Jedynie wyrażam swoją teorię na ten temat. Hejterzy nigdzie nie są mile widziani, ale każdy człowiek musi się wyżyć czasem. Na kimś i na czymś. Człowiek staje się hejterem, gdy robi to w Internecie. Ludzie, idźcie lepiej zmolestować poduchę, pobiegajcie 20 razy po schodach. W Internetach jest modnie się wyżywać ale równie modnie jest się przed tym bronić krytykując. Takie starcie krytyków vs hejterów. Krytyk przedstawia argumenty przeciw hejterowi a hejter go oblewa ciepłym moczem pierdząc mu w twarz. Nie wiem jak to robi, ale tak robi. Upokarza go bez powodu. No i hejter jest synonimem trolla, który to wraz z popularyzacją memu „troll face” otworzył umysł młodym ludziom dając im wenę do wkurzania wszystkich dookoła. Usprawiedliwiają się wtedy zdaniem, że trollują. A to przecież takie modne, takie fajne, wszystkie kwejki, mistrzowie, demoty o tym piszą. „Chcę zaistnieć!” – Tako powiada ich dusza. 



A ja? Siedzę i patrzę. Anonimowo przemykam przez zakamarki Internetu. Zostawiam po sobie ślady ip i nic więcej. Boję się obecnej społeczności internetowej. Boję się postować cokolwiek na facebooku. Nie jestem fajnym człowiekiem. Jestem nudny, nie imprezuję, nie zapodam fajka, nie opowiem wrażeń z tripa. Niby istnieje moda na niepalenie. Niby istnieje moda na abstynencję. Tak. O tym chyba tylko w telewizji słychać. A co z narkotykami? Każdy szanujący się kwejkowicz opowiada wszystkim o Zjaranym Zbyszku, makaronizuje swoją wypowiedź stwierdzeniem „i’m so high”… A palił kiedyś zielone? No właśnie. Modni ludzie są modni. Zimno w tym pokoju. Idę zamknąć okno i założę cieplejsze skarpetki. Piosenki na dziś nie będzie… Nie wiem cóż polecić. Ale za to proponuję wam dziś posłuchać czegoś, co słuchaliście trzy lata temu. Ha! Czym to może być? To już zadanie dla was.